„Nie, nie, nie, nie”-
powtarzał w myślach Andrew, biegnąc szpitalnym korytarzem. Wszystko
rozmazywało mu się przed oczami. Wszechobecna biel, ludzie siedzący
pod ścianą. Słyszał tylko szum rozmów i echo postukiwań obcasów
jego pantofli na kamiennych płytkach. Zapach lekarstw drażnił jego
nozdrza.
Nie mógł sobie
wybaczyć kolejnej kłótni. Tygodnia spania w pokoju gościnnym i
wymijania się w kuchni. Powód był tak błahy. Jeśli jej się coś
stanie, właśnie teraz, gdy się do siebie nie odzywali...
Nie – zreflektował
się Andrew – nic nie może się jej stać. Jest przecież silną
kobietą. Potrafi walczyć. Na pewno z tego wyjdzie.
Długie brązowe włosy
mężczyzny powiewały, gdy on przebiegał korytarzami. Przepychał
się w przejściach. Czuł na sobie spojrzenia ludzi. Ale wszystko to
docierało do niego jakby zza mgły.
Gdy w końcu dotarł na
oddział intensywnej terapii, pod odpowiednim pokojem zastał ojca
Klary i jego najlepszego przyjaciela, psychiatrę, Dana. Widział ich,
ale nie zwrócił na to uwagi. Udał się wprost do drzwi.
Dan zatrzymał go, łapiąc w pasie. Andrew mógłby bez problemu się wyrwać,w końcu spędzał na siłowni przynajmniej godzinę dziennie, a
ostatnio nawet więcej, ale dziś był zbyt zdezorientowany, aby
cokolwiek zrobić.
-Nie powinieneś na
razie tam wchodzić, Andrew - powiedział psychiatra ze zmartwioną
miną.
Drew już otwierał
usta, żeby zacząć polemizować ze słowami Daniela, gdy do zaułka,
w którym się znajdowali, zajrzał lekarz. Był dość młody, mógł
mieć najwyżej trzydzieści trzy lata. Pod białym kitlem nosił
jasno niebieską koszulę. Miał zadbane dłonie i blond włosy.
-Pan Cameron? Możemy
porozmawiać? - zwrócił się do Andrew. Dan spojrzał na bruneta i
puścił go. Drew poprawił granatową , haftowaną w kwiaty
marynarkę i poszedł za lekarzem do jego gabinetu.
Szpital, w którym się
znajdowali uchodził za jeden z najlepszych w Stanach. Wszakże
pracowali tu prawie sami absolwenci Harvardu, który znajdował się
zresztą tylko kilka mil stąd. Każdy lekarz miał swój gabinet z
nazwiskiem wygrawerowanym na metalowych tabliczkach wiszących na
drzwiach. Andrew wchodząc do pokoju, do którego go prowadzono,
odczytał, że jego towarzysz nazywa się Colton McCarthy.
-Przykro mi z powodu
tego co się stało – powiedział lekarz wskazując miejsce przy
biurku. Sam usiadł po jego przeciwnej stronie.
Gabinet nie był duży.
Na środku stało biurko ze zszywaczem, kilkoma białymi teczkami
ułożonymi w równy stos i kubkiem na długopisy. Po prawej stronie,
przy ścianie, stał regał z książkami medycznymi, oprawionymi
głównie w skórę. Musiały kosztować fortunę. Naprzeciwko
znajdował się drugi regał, tym razem zastawiony różnymi
segregatorami. W pokoju panował wręcz pedantyczny porządek.
Andrew usiadł sztywno i
wpatrywał się w doktora McCarthy'ego.
-Muszę przyznać, że
nie jest dobrze – zaczął lekarz otwierając jedną z teczek
leżących na biurku i wpatrując się w nią. - Właściwie jest
bardzo źle – westchnął przenosząc wzrok na Andrew. -Obawiam
się, że jedynym wyjściem jest przeszczep. Jej serce powoli
przestaje działać. Przestawało od dawna, tylko teraz już odmówiło
posłuszeństwa. Zrobimy co w naszej mocy, ale obawiam się, że pana
narzeczona ma około 50% szans na przeżycie, i to jeśli znajdziemy
serce do przeszczepu.
Andrew zacisnął mocno
powieki. Nie mógł w to uwierzyć. Klara nie może umrzeć. To nie
realne. Tak niedawno ją odzyskał. Nie może jej znów stracić. Nie
teraz, nie gdy uświadomił sobie jak puste jest jego życie.
-Mogę ją zobaczyć? -
spytał. Czuł jak pierwsze łzy spływają mu po policzkach.
Lekarz spojrzał na
niego zakłopotany. Andrew widział, że mężczyzna chce go tam
wpuścić, ale nie do końca powinien.
-Dobrze, ale tylko na
kilka minut – zgodził się.
McCarthy wstał.
Podszedł do drzwi i otworzył je, przepuszczając Drew przodem.
Cameron od razu szybkim krokiem udał się do sali, w której leżała
jego narzeczona. Doktor starał się dotrzymać mu kroku idąc kilka stóp za nim.
Gdy doszli, Andrew
zatrzymał się przed drzwiami pokoju. Położył rękę na klamce,
ale nie nacisnął. Wierzchem dłoni otarł łzy i wszedł do sali.
Za nim McCarthy rozpoczął rozmowę z ojcem Klary i Danem.
Momentalnie znów
zebrało mu się na płacz. Zobaczył swoją narzeczoną śpiącą w
szpitalnej koszuli, pośród białej jak śnieg pościeli. Było
popodłączana do różnych urządzeń pikających, szumiących,
świecących. Jej blond włosy było rozczochrane. Pod oczami miała
ciemne cienie. Wyglądała jak tysiąc nieszczęść.
Andrew przysiadł na
krześle obok łóżka. Wziął bladą rękę Klary, na której jej
naczynia krwionośne utworzyły marmurkowy wzór. Kobieta, w reakcji
na jego dotyk, otworzyła oczy.
-Cześć - powiedziała
słabo.
-Dzień dobry –
szepnął Andrew, zmuszając się do uśmiechu.
-Nie musiałeś
przychodzić.
-Musiałem –
odpowiedział. Po chwili dodał jeszcze:
- Przepraszam za tę
kłótnię na imprezie u Brada. Miałaś rację, nie powinienem...
-Ciii...-przerwała mu.
- To nie twoja wina. Znowu ja przesadziłam. Zawsze to robię.
-Nieprawda.
Kobieta tylko
uśmiechnęła się słabo w odpowiedzi. Sprawiała wrażenie jakby
wszystkie siły życiowe, których wcześniej miała tak wiele, nagle
ją opuściły.
-Wszystko będzie dobrze
– wyszeptał, chcąc bardziej zapewnić siebie niż nią. Gładził
dłoń narzeczonej kciukiem.
-Andrew, posłuchaj...-
nie zdążyła dokończyć, ponieważ do sali wszedł właśnie
lekarz w towarzystwie ciemnowłosej pielęgniarki.
-Powinien już pan
pójść, panie Cameron – powiedział, podchodząc do łóżka
Klary.
Andrew spojrzał w szare
oczy narzeczonej ze smutkiem. Zawsze przypominały mu księżyc.
Schylił się i pocałował ją w czoło.
Wyszedł na korytarz.
Ojciec Klary, Sirius, siedział na korytarzu nerwowo postukując
laską. Kiedyś miał wypadek, przez który nie może zginać prawej
nogi. Właściwie laska nawet pasuje do jego ciuchów wprost wyjętych
z XIX wieku.
Dan opierający się o
ścianę ożywił się, gdy zobaczył jak Andrew wychodzi.
-Gdybyś chciał
porozmawiać...-zwrócił się do mężczyzny, ale ten mu przerwał.
-Nie chcę rozmawiać.
Chciał wyjść ze
szpitala. Nie mógł tu oddychać. Miał wrażenie, że się dusi.
Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza. Musiał...
Sirius zagrodził mu
drogę laską. Widać było zmęczenie na jego twarzy.
-Jeśli ją teraz
zostawisz, zniszczę cię, wiesz o tym? - zagroził.
Andrew był jedną z
niewielu osób, które Sirius darzył sympatią. Jednak wątpił w
Drew. Nie można mu się dziwić. Cameron był kobieciarzem. Nie było
chyba takiej aktorki, z którą grał w filmie i jej nie przeleciał.
Ale to było kiedyś. Zanim poznał Klarę, zanim zobaczył czym
naprawdę jest miłość.
-Nigdy jej nie zostawię
– wysyczał. Nagle ogarnęła go wściekłość. Za kogo Sirius go
uważał? Sądził, że ten brytyjski aktorzyna, Tom, byłby lepszy
dla Klary? Zresztą ona nawet nie była jego prawdziwą córką.
Czemu myśli, że może decydować o jej życiu?
Sirius opuścił laskę.
Andrew przeszedł z dumnie podniesioną głową. Nie wiedział co ze
sobą zrobić. Czuł, jak wściekłość na cały świat i
niewyobrażalny smutek, walczą w jego głowie. Miał wrażenie, że
zaraz eksploduje z nadmiaru uczuć. Wszystko było nie tak, jak
powinno. Przecież mieli żyć długo i szczęśliwie.
Mężczyzna przemierzał
korytarze szpitala, kierując się w stronę wyjścia. Pacjenci i ich
goście wpatrywali się w niego ze zdziwieniem i swego rodzaju
uwielbieniem, jak to zazwyczaj robią ludzie widząc celebrytę w
miejscu, w którym się tego nie spodziewali. Za to chyba wszystkie
pielęgniarki i lekarze wiedzieli o stanie jego narzeczonej. Czuł
ich współczujące spojrzenia na sobie.
Pierwszy raz w życiu
chciał, żeby nikt na niego nie patrzył. Pierwszy raz nie robił
nic na pokaz, nie pod publikę. Nawet kiedy całował Klarę na
czerwonym dywanie, czego tak nienawidziła, czekał tylko, aż jakiś
dziennikarz zrobi mu zdjęcie. Dziś chciał tylko, żeby to wszystko
się skończyło. Lub przynajmniej przeczekać pierwszy szok w
samotności.
Wyszedł przed szpital.
Natychmiast rozbłysły flashe aparatów paparazzich, czekających
tylko, aż aktor wyjdzie. Spuścił głowę, nie tylko aby uchronić
oczy przed rozbłyskami światła. Nie chciał zdjęć.
Andrew zaczął
przepychać się przez tłum. Jego ochroniarz, Carl, stojący do tej
pory przy drzwiach szpitala, podbiegł do niego i pomógł mu w
odpychaniu nachalnych dziennikarzy. Trzeba mu przyznać, że był do
tego idealny. Ponad 210 funtowy były żołnierz towarzyszył Andrew
w prawie wszystkich wyjściach już prawie od dwóch lat.
Dziennikarze starali się
podetknąć dyktafony pod nos Drew i próbowali przekrzyczeć się w
zadawaniu pytań. Gdyby Carl nie złapał Andrew, mężczyzna pobiłby
jednego z nich. Nie pierwszy raz zdarzyłyby mu się to. Klara nie
lubiła, gdy rzucał się z pięściami na innych, czy to
dziennikarzy, czy kolegów po fachu. Tylko dzięki jej dezaprobacie
powstrzymał się tyle razy.
Gdy wyszedł już z
tłumu paparazzich, a jego ochroniarz zagroził im sądem, jeśli nie
dadzą spokoju aktorowi, Andrew kazał Carlowi „dać mu cholerny
spokój”. Kierował się w stronę bramy wyjściowej. Wtedy
usłyszał trzaśnięcie drzwi samochodowych i automatycznie odwrócił
głowę. Okazało się, że słusznie, bo osobą, która właśnie
przyjechała był jego najlepszy przyjaciel, Joe. Drew podszedł do
niego, nadal będąc fotografowany przez paparazzich, jednak Carl
trzymał ich w odpowiedniej odległości. Joe spojrzał na Andrew, jednocześnie przygryzając dolną wargę.
-Powinniśmy się napić
– powiedział. Przeczesał ręką tlenione włosy, obcięte przez
fryzjerkę tak, aby zawsze sprawiały wrażenie artystycznego
nieładu. Postukał pomalowanymi paznokciami o dach czarnego porshe.
Zawsze o wszystko stukał. Zapewne przez swoje niespełnione ambicje
zostania perkusistą w zespole rockowym.
-Nie mam ochoty pić.
Zabierz mnie na plażę.
-Na plażę? Nie sądzę
by to był dobry pomysł w tej sytua...
-Chcę jechać na plażę
– przerwał mu. - Tylko żeby była dzika i nie było tam ludzi. I
dziennikarzy.
Joe otworzył drzwi
samochodu od strony kierowcy. Usiadł za kierownicą i poczekał aż
jego przyjaciel zasiądzie obok niego. Gdy już to się stało, obaj
zapieli pasy, a Drew wziął okulary przeciwsłoneczne, leżące
gdzieś pomiędzy opakowaniami po miętówkach a kapslami od piwa.
Założył je na nos i wpatrywał się przed siebie w ulice Bostonu.
Jechali w milczeniu.
Andrew zawsze dostawał
to, co chciał. Wszyscy musieli mu to zapewnić, nawet jego najlepszy
przyjaciel. Jeśli Joe chciał rozmawiać, zaś Drew nie, nie
rozmawiali. Jeśli chciał pojechać do Francji, a Drew do Rosji,
jechali do Rosji. Jedyną osobą, na rzecz której Andrew robił
jakieś ustępstwa była Klara. I nawet jej udało się to wywalczyć
po dość długim czasie. Był rozpieszczony, snobistyczny, pragnął
uwielbienia. Nienawidził gdy działo się coś na co nie miał
wpływu.
Joe wyciągnął rękę,
aby włączyć radio, jednak jego towarzysz bez słowa ją zatrzymał.
Nie chciał słuchać muzyki.
Całą drogę
przejechali w milczeniu. Joe zawiózł przyjaciela na jedną z
dzikich plaż. Szli razem po zimnym piasku, nie odzywając się do
siebie. W pewnym momencie Andrew rozebrał się do bokserek i wszedł
do morza. Biegł przez granatową wodę wrześniowego oceanu
rozchlapując ją dokoła. Joe po chwili dołączał do niego.
Przyglądał się koledze, gdy ten całą swoją złość wylewał w
nurkowanie i uderzanie pięściami o taflę. Andrew płakał, wylewał
cały swój żal wraz ze łzami. Był wściekły i smutny, kochał
Klarę i nienawidził jej za to co mu zrobiła. Pozwoliła mu się
zakochać, a teraz umiera. Nie może tego zrobić. Drew zawsze
dostaje to czego chce. A chce jej u swego boku.
Jeśli Bóg istnieje,
musi być strasznym skurwysynem.
~"~
Nota odautorska
Pomysł krążył mi w głowie od pewnego czasu, pomyślałam: "Mam ochotę wykreować taką typowo hollywoodzką postać". Dorzucenie Andrew do takiej tragicznej historii czyni ją chyba jeszcze bardziej dramatyczną.
Wiem, że Klara jest też w drugim opowiadaniu, ale to nie ta sama, więc pomyślałam, że to nie będzie przeszkadzało.
Tak naprawdę to pomyślałam, że Fredro mógł używać wszędzie imienia Klara, to ja też.
~"~
Nota odautorska
Pomysł krążył mi w głowie od pewnego czasu, pomyślałam: "Mam ochotę wykreować taką typowo hollywoodzką postać". Dorzucenie Andrew do takiej tragicznej historii czyni ją chyba jeszcze bardziej dramatyczną.
Wiem, że Klara jest też w drugim opowiadaniu, ale to nie ta sama, więc pomyślałam, że to nie będzie przeszkadzało.
Tak naprawdę to pomyślałam, że Fredro mógł używać wszędzie imienia Klara, to ja też.
Rozdział mi się bardzo podobał. Przyznam, że trochę to smutne, co się dzieje z Klarą. Jestem na etapie czytania biografii Religii, więc coś wiem o przeszczepach i myślę, że w tej sytuacji Drew powinien zrobić wszystko, żeby znalazł się zgodny dawca i ryzyko odrzucenia było jak najmniejsze. Teraz to on powinien się o kogoś zatroszczyć.
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy rozdział i rozwój sytuacji.
Pozdrawiam
malowane-uczuciami.blogspot.com
Dziękuję za komentarz. Andrew, mimo że od niego zaczęłam, dalej raczej zejdzie na dalszy plan. Chciałam się skupić na Klarze, jej charakterze i uczuciowości. I wielu kłamstwach, bo one tutaj są chyba najważniejsze.
UsuńPozdrawiam
I kolejne opowiadanie :) Nie mam pojęcia jak ty to robisz, że znajdujesz na to wszystko czas. Ja się z jednym wyrobić nie mogę :/
OdpowiedzUsuńOpowiadanie dobrze się zapowiada. Lubię dramaty, romanse, tragiczne historie, aktorów trochę też, ale zależy jakich... "Prawdziwych" aktorów bardzo, ale tych, którzy się wszędzie pchają i zarabiają na swojej sławie, a nie na aktorstwie to już nie. Mniejsza o to. Historia zapowiada się ciekawie i będę ją śledzić bez względu na wszystko. Co do imienia Klara, nie przeszkadza mi jego powielanie. Sama wiem co na ten temat. Ciągle w moich opowiadaniach przewijają się te same nazwiska lub imiona ^^
Czekam na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam!
Ana
Nie mam czasu, za to mam pomysły, więc wychodzi z tego dwa rozdziały na miesiąc. To i tak dużo.
UsuńAktor jest strasznie trudnym zawodem i bardzo ich sobie cenię, jednak Andrew powiedzmy mniej się skupia na "prawdziwym" aktorstwie. Ogólnie jego pasją są filmy i nieco pcha się do mediów, ale w taki ograniczony sposób. Woli bezpośredni kontakt z fanami (napewno nikt nie ogarnie na kim jest wzorowany).
W oryginale te opowiadanie miało być scenariuszem i byćtrochę inne. Ale zastały te same postaci drugoplanowe.
Nowy rozdział będzie niedługo, juz coś tam nastukałam w klawiaturę. Ale zanim skoczę go pisać muszę przeczytać nowy rozdział u ciebie.
Dziękuję, pozdrawiam itd
Zaczyna się genialnie, lubię czytać opowiadania tego typu, jednak Twoje podoba mi się chyba najbardziej :)
OdpowiedzUsuńBardzo szkoda mi Andrewa. Zawsze tak jest, że jak zaczyna być dobrze, to zaraz coś musi się stać :c
Jestem ciekawa, co takiego chciała powiedzieć mu Klara.
Wow, to jeden z najmilszych komentarzy, jakie dostałam. Czuję się taka podbudowana.
UsuńDziękuję bardzo