niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 2

Wenecja

 Klara bała się zasnąć. Była przerażona na myśl, że może umrzeć we śnie. Jeśli czekała ją śmierć chciała być w pełni świadoma momentu, w którym to się stanie.
Lekarz zabronił ją odwiedzać. Słyszała przez drzwi jak Andrew kłóci się, że chce zostać tu na noc. Dan tłumaczył mu, że to nie ma sensu, i tak nie będzie mógł wejść do sali. Chciała, żeby Drew odszedł. Nie powinien cierpieć przez nią.
Personel szpitala był bardzo miły. Jej lekarz prowadzący, McCarthy, jeśli dobrze pamiętała, nawet pochwalił jej ostatnią publikację na temat bakteriofagów. Zawsze robiło jej się ciepło na sercu, gdy ktoś kojarzył jej prace naukowe.
Była bardzo zmęczona, jednak walczyła z opadającymi powiekami. Jej organizm potrzebował chociaż chwili odpoczynku. Jednak uporczywy lęk, paraliżująca obawa, nie dawały jej mu na to pozwolić. W pewnym momencie było to tak uporczywe, że nie mogła złapać oddechu. Dostała nagłego ataku paniki, starała się go pokonać, tak jak zawsze robiła, gdy miała atak którejś ze swoich fobii, nielicznych, ale silnych. Urządzenia dookoła niej zaczęły alarmująco pikać i piszczeć informując lekarzy, że coś jest z nią nie tak. Natychmiast zbiegł się personel szpitala, pielęgniarki, doktor. Klara starała się ustabilizować oddech, zatrzymać drżenie rąk, jednak jej ciało odmawiało posłuszeństwa. Słyszała szum podenerwowanych głosów ludzi dookoła niej, ale nie potrafiła rozpoznać pojedynczych słów. Chciała się skupić na głosie jednej osoby, tak jak zawsze powtarzał jej Dan. Tylko że wtedy zawsze Andrew trzymał ją w ramionach i śpiewał kołysanki. Nie wierzyła, by coś innego mogło ją uspokoić.
Nagle Klara poczuła się słaba. Oddychało jej się już lepiej, ale serce nadal biło w szybszym tempie. Odwróciła głowę i spojrzała w oczy doctora McCarthy, który właśnie wyjmował z jej wenflonu strzykawkę po środku uspokajającym. Kobieta chciała się odezwać, zaprotestować, choć właściwie nie miała przeciwko czemu, ale jej usta były ciężkie, nie mogła rozdzielić warg. Lekarz uśmiechnął się do niej ciepło.
-Już w porządku, tak? Nic się nie stało. Wszystko będzie dobrze – mówił spokojnym głosem.
Klara poczuła się jeszcze bardziej senna niż wcześniej. Nie mogła już z tym walczyć. Jej oczy same się zamknęły i po chwili zapadła w ciemność. Ostatnią rzeczą, jaką widziała była zmartwiona twarz McCarthego.
Nie wiedziała jak długo spała, ale niewystarczająco. Gdy już otworzyła oczy, nadal czuła zmęczenie, jednak już mniejsze. Nie była nawet zła na doktora, że podał jej te leki. Sen była bardzo przyjemny, w pewien sposób wyzwalający. Nadal czuła się sparaliżowana na myśl, że będzie musiała to zrobić jeszcze raz, ale ta chwila odpoczynku była warta napadu paniki.
-Somnifobia, Klaro. - Pod wpływem głosu dochodzącego z jej prawej strony, gwałtownie odwróciła głowę. Na krześle obok siedział Dan, wpatrując się w kobietę swoimi zielonymi oczyma.
-Co? – spytała zdezorientowana.
-Somnifobia. Lęk przed snem, zasypianiem. Inaczej zwana hipnofobią. Objawia się atakami paniki, gdy człowiek musi zasnąć. Jedna z fobii, które najbardziej wpływają na organizm. Powstrzymywanie się od snu jest bardzo niezdrowe, zwłaszcza w twoim stanie.
-Właśnie z powodu mojego stanu, boję się spać. Jeśli umrę we śnie... To okropne.
Dan ściągnął usta, tak jak zawsze, gdy intensywnie się nad czymś zastanawiał. Następnie poprawił się na krześle i powiedział.
-Klaro, wiesz, że jeśli chodzi o fobie, mam wyjątkowo niekonwencjonalne poglądy. Nie uważam, że lęki typu twojej eklesjofobii, hierofobii czy tak powszechnej arachnofobii, są szkodliwe. To mechanizm obronny, który w pewien sposób kształtuje naszą psychikę. Oczywiście, powinniśmy niwelować ich skutki i dążyć do ich oswojenia, ale powoli i bez radykalnych środków. Jednak tutaj... Musisz spać. Nie możesz się przed tym wzbraniać. Nikt nie pozwoli ci umrzeć, rozumiesz? Sirius, Andrew, przecież oni postawią cały świat na głowie dla twojego dobra. Rozumiesz, że nie mogę zaakceptować twoich lęków? Niektóre są poważniejsze od innych. I o tyle, o ile skandal polityczny, jaki wywołałaś, gdy ze względu na twoją fobię, dziekan musiał poprosić księdza, aby albo udawał, że nim nie jest, nie afiszował się ze swoją religią, jak to mają w zwyczaju, albo przestał uczęszczać na twoje wykłady, jest właściwie nieszkodliwy, o tyle brak snu jest wręcz apokalipsą. Zresztą nie wierzę, jak mogłaś mi to zrobić. Somnifobia jest na mojej liście trzech fobii, których nienawidzę leczyć. A teraz muszę, bo jesteś w pewnym, duchowym stopniu moją siostrzenicą.
-Co jest jeszcze na tej liście?
-Strach przed zegarami, nie patrz tak na mnie, jest gorszy od strachu przed czasem. W moim szpitalu wszystkie zegary są poprzykręcane śrubami do ściany, od incydentu z pewnym pacjentem. Drugim jest dutchfobia. Tak, wiem, nie patrz się na mnie kpiąco. Aparatura mojego szpitala zostało wyprodukowana w Holandii. Facet dostawał szału. Cieszę się, że się uśmiechasz. Jednak musimy wrócić to poważniejszego tematu. Spójrz na mnie. Ty wcale nie boisz się zasnąć. Nigdy się nie bałaś. Za dużo myślisz, kochanie. Postaraj się skupić na czymś innym niż śmierć. Zbyt często ci ona towarzyszy. Pracujesz właściwie z nią, starasz się jej zapobiec, oswoić. Wszystkie szczepionki, antybiotyki, które badasz, którymi niemal się bawisz, bo jesteś świetna w swoim fachu, mają pomóc ludziom. Pomóż więc sobie i przestań się bać. Muszę wracać do siebie, mam też obowiązki wobec innych, ale, Klaro, rozmawiałem z tym młodzieńcem, który jest twoim lekarzem i poprosiłem go, aby gdybyś nie zasnęła, podał ci silne środki nasenne. Wiem, że w twoim stanie, powinniśmy ograniczyć wszystkie leki, które nie utrzymują cię przy życiu, jednakże to będzie mniej niezdrowe, niż brak snu. Masz półtorej godziny na zaśnięcie. To bardzo dużo. Wyobraź sobie, ze schodzisz po schodach. Pięć tysięcy czterysta schodów. Przechodziłaś kiedyś paraliż senny?
-Tylko o nim czytałam.
-Może się zdarzyć. Ale nie martw się. Po prostu skup się na schodach, nawet nie zauważysz, że zasnęłaś.
-Lub zauważę, bo zdarzy mi się świadomy sen.
-Nie sądzę. Jesteś na to zbyt wycieńczona. Dlatego też nie wierzę w paraliż senny, ale jest jakieś prawdopodobieństwo.
Dan wstał i poprawił kołdrę, pod którą leżała Klara. Udał się do drzwi.
-Nie boję się zasnąć – powiedziała jeszcze, gdy wychodził.
-Wiem. I wierzę ci. Często próbujesz kłamać, ale jesteś w tym beznadziejna. Dlatego tak za tobą przepadam. Jesteś jak otwarta księga.
Klara poczuła się urażona. Nie powiedziała tego na głos, nie chciała uchodzić za kobietę, która o wszystko się obraża. Jednak czuła, że nie jest tak beznadziejnym kłamcą, za jakiego wszyscy ją uważali. Dowodem na to był incydent z ojcem Andrew.
Kobieta postanowiła się nie zamartwiać. Po rozmowie z Danem zawsze czuła się uspokojona. Był taką dobrą duszą. Najbardziej bezinteresowna osoba w jej otoczeniu. Oczywiście, Klara nie mogła się zadawać z miłymi osobami. Zostawiła idealnego, zmanierowanego Toma dla Drew, zresztą gdy wyprowadzała się od Brytyjczyka powiedziała mu dokładnie, że kobiety wolą dupków. Dan potrafił powiedzieć parę słów za dużo, zwłaszcza podczas dyskusji teologicznych, Sirius żył z przeświadczeniem, że za pieniądze można wszystko, Andrew gwiazdorzył... Ale wszyscy przynajmniej z nią wytrzymywali.
Gdy psychiatra odchodził widziała, że się martwił. Raczej nie o jej sen. Martwił się, bo od dwóch dni nie powiedziała ani jednego niemiłego słowa. Bo przestała być wredna. Już pierwszego dnia w szpitalu, gdy z nim rozmawiała podstawiał jej się. Dziś też. Wtrącenie o lęku przed Holandią właśnie tym było. Może, w innej sytuacji, przestałaby być nieprzyjemna tylko po to, aby mu zrobić na złość, ale teraz zwyczajnie nie miała siły. Czuła, że ze zdrowiem straciła tę cząstkę siebie, która pozwalała jej na ironizowanie.
Gdy ostatni raz była w szpitalu, wyśmiała ich wszystkich, że przyszli. Teraz miała ochotę płakać. Bo teraz umiera, a tamten poprzedni zawał to było tylko ostrzeżenie. Bo teraz się bała.
A strach zmienia ludzi, prawda?
Dan miał rację, za dużo myślała, każdego dnia, miliony myśli przepływały przez jej głowę. Bała się zasnąć, rozmawiać z księżmi, bała się pająków. Ale nade wszystko obawiała się odrzucenia. Matka zostawiła ją, gdy Klara była niemowlęciem, jej ojciec zwracał na nią tak niewiele uwagi. Przez dziewiętnaście lat, gdy razem mieszkali, wypracowali do perfekcji formułki, którym się do siebie wracali. Ciekawe czy chociaż jej szukał, gdy zostawiła mu na lodówce karteczkę ”Wyjeżdżam, nie wrócę”? Do kiedy w jej życiu pojawił się Sirius, była wciąż przyzwyczajana do bycia samą. A później było inaczej. Ktoś się nią interesował, martwił i okazywał czułość. To był jeden z najlepszych okresów w jej życiu. Trwał zaledwie rok, od momentu skończenia studiów do chwili, gdy jakiś psychiczny były agent FBI postanowił się zemścić na byłym partnerze i spudłował.
To było najgorsze przeżycie, jakiego doświadczyła. Opuścił ją ktoś, na kim jej zależało. Nie matka, której nie znała, nie ojciec, którego nienawidziła, nawet nie jej pierwszy chłopak, Alan, którego poznała na drugim roku studiów. Zbłąkana kula trafiła prosto w serce człowieka, który miał być jej przyszłością.
Od tamtego czasu, po długim okresie żałoby, zaczęła wpadać w ramiona tych mężczyzn, których się kocha, ale się za nich nie wychodzi. Stała się szorstka i tylko ci faceci ją taką akceptowali. Aż poznała Toma, który był uroczy, elegancki i pił białe wino. Zaczęła być miła, uśmiechać się, wychodzić z pracy o odpowiedniej godzinie, żartować o czymś innym niż parathormonach i seksie. Znów była tą panią doktor, która pracowała w Bostońskim Biurze Koronera.
I mogłaby nią być nadal, zakochana po uszy w brytyjskim elegancie. Ale po drodze napatoczył się Andrew i wszystko przestało być proste.
Rozmyślała tak długo, że w pewnym momencie zasnęła, nawet nie stosując żadnych porad Dana. Po prostu zapomniała o tym, że się boi i zapadła w krainę Morfeusza.
Miała bardzo przyjemny sen. Nie potrafiła dokładnie sprecyzować, co się w nim stało, ale wiedziała, że był żółty. Rozpierał ją taki spokój, wewnętrzna błogość. Przez głowę przemknęła jej myśl nirwana. To tak jakby Bóg trzymał ją w ramiona...
– Jezu Chryste! – Obudziła się gwałtownie, czując dłoń kogoś na swoim ramieniu.
– Ciii... – szepnął gość przykładając palec do ust. – Uspokój puls, bo zaraz zleci się tu masa lekarzy.
– Wendell? Co ty tu robisz w środku nocy?
– Wypełniam tajną misję dla Królowej. Masz może martini, wstrząśnięte, nie mieszane? Choć nie wiem czy powinienem pić, zaparkowałem mojego Astona Martina przed szpitalem. – Ogarnął swoje długie blond włosy za ucho. To zabawne, że jeszcze chciało mu się w to bawić. – A tak na serio, wiesz jak trudno wydostać się z mojego oddziału? A przedostanie się do twojego jest już niemal niemożliwe.
– To miłe, ale mogłeś przyjść za dnia. Nie musiałbyś udawać Jamesa Bonda, poruszając się po szpitalu.
– Nie uważasz, że przyjście to w południe byłoby za proste? Poza tym mógłbym wpaść na twojego chłopaka, on chyba czuje się skrępowany w moim towarzystwie.
– Narzeczonego, tak właściwie.
– Naprawdę? Gratulację, pani profesor.
– Nie wiedziałeś? Cały świat o tym trąbi.
– Dostęp do mediów w tym szpitalu jest bardzo ograniczony. – Klara spojrzała na niego z niedowierzeniem i wyjrzała ponad ramieniem rozmówcy.
Wendell obrócił wzrok.
– Och, nie oglądamy telewizji z moim współlokatorem. W sensie, z facetem, z którym jestem w sali.
– A gazety?
– Szkoda mi kasy na własne, a wyżej wspomniany współlokator czyta tylko francuską prasę polityczną.
– Ok, a internet?
– Hmm... Na to niestety nie mam wytłumaczenia. Chyba po prostu zbyt dużo czasu spędzam grając w DC Universe, zamiast czytać plotki.
– Jaka postać? – zapytała z uśmiechem.
– Villain. Lex Luthor jako mentor, broń dwuręczna i superszybkość. A ty?
– Iv, moje przyjaciółka, stworzyła na moim koncie przestępcę, na którym i tak nie gra, ale ja stwierdziłam, że w takim razie, dla odmiany bohater. Batman, gimnastyka i moce mentalne.
– Zaskakujesz mnie. Myślałam, że jesteś pacyfistką. Chodziły plotki, że nawet nie przechodzisz na czerwonym świetle, bo to niezgodne z prawem.
– To prawda. I o pacyfizmie, i o czerwonym świetle. Ale to nie zmienia faktu, że lubię poczytać o świecie, w którym prawo jest omijane bardzo szerokim łukiem, tak więc komiksy są ok, a i pograć w ich uniwersum jest przyjemnie.
– Następnym razem, gdy nazwą mnie nerdem, powołam się na to, że ta genialna i piękna Klara Haller też nim jest, więc to żaden wstyd.
– To miłe.
– Wiem. Więc... Jak się czujesz jako oczekująca na przeszczep serca?
Klara się spięła. Ok, mogła toczyć pogawędki o grach, ale zwierzanie się ze swoich uczuć mężczyźnie, którego słabo znała, nie było rzeczą, jaką jej nieco introwertyczny umysł mógł zrobić.
– Oh, daj spokój. Ja też umieram. I mogę oszukiwać świat na milion sposobów, ale i tak tego nie zmienię.
– Wendell, wcale nie...
– Przestań. Każdy, kto przychodzi do mnie mówi to samo, do ciebie zresztą też. Wcale nie umierasz. Wyjdziesz z tego. Będzie dobrze. Sęk w tym, że ja to wiem, ale oni nie mają prawa. To ja walczę o każdy oddech, ich pocieszycielski uścisk nie ma znaczenia. Boję się śmierci, ale się jej nie dam. Nie umrę mając dwadzieścia pięć lat.
Smutny uśmiech, który zagościł na twarzy blondyna, sprawił, że już nie postrzegała go jako obcego. Był jej odbiciem, w oczach blondyna też czaiła się śmierć. Mimo że utwierdziło ją to w przekonaniu, że jej strach jest słuszny, poczuła się, jakby zdjęto z jej barków ogromny ciężar. Każdy człowiek w obliczu śmierci jest taki sam, po prostu nakładamy inne maski. Wendell wybrał buntownika, a Klara... Cóż, to będzie trudny okres.


~''~
Honey, I'm home!

Wróciłam! Może nie w pełnym majestacie, ale jednak coś tam napisałam. Nie chciałam nic publikować zanim nie zmienię szablonu, a to zajęło dużo czasu i wciąż nie jest dopracowane. Zaległości w czytaniu postaram się nadrobić jeszcze w tym tygodniu, ale nadal mam nawał roboty. 
Ostatnie tygodnie/miesiące były szalone, ale udało mi się zrobić wiele inspirujących rzeczy. Odwiedziłam drugi raz w życiu Gdańsk, a w końcu o nim piszę. 
Mam nadzieję, że uda mi się trochę zwolnić i wrócić do tworzenia. W moim życiu jednak jest wiele rzeczy, które są po prostu ważniejsze.
Dajcie znać o czymkolwiek. Może być zwykła kropka, informująca, że przeczytaliście. 
Powinnam zrobić większą interlinię? Wydaje mi się, że może się to źle czytać.

6 komentarzy:

  1. Dobry rozdział. Przybliżył postać Klary oraz Dana, a ten blondyn na końcu całkiem sympatyczny. Mam nadzieję, że nasza bohaterka się z nim zaprzyjaźni. W końcu to jedna z niewielu osób, która może ją zrozumieć.
    Co do błędów to znalazłam parę drobnych literówek. Nie jest to nic wielkiego, ale troszkę utrudnia czytanie i zrozumienie treści przekazu :D
    Pozdrawiam!
    Ana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się poprawić literówki w najbliższym czasie. Cieszę się, że się podobało :) .

      Usuń
  2. Bardzo ciekawy rozdział, Murlawa w najlepszym wydaniu!
    Im więcej dowiaduję się o Klarze, tym większa sympatią do niej pałam. Podoba mi się jej historia.
    Dobrze, że pojawił się Wendell. On i Klara łapią nic porozumienia, czuję, że odegra on szczególną rolę w jej życiu :)
    Życzę tony weny i pozdrawiam!


    PS. Nowy rozdział u mnie - przepraszam za spam xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, pierwszy raz ktoś zwrócił się do mnie po moim nicku (w którym wcale nie ma błędu ortograficznego, to po prostu własna wersja zapisu :D).
      Nie gniewam się za spam, to chyba nawet bardziej motywuje mnie do nadrabiana rozdziałów.
      Wendell musi odegrać tę szczególną rolę. Nikomu innemu Klara nie pozwoli.
      Tak, wena zdecydowanie się przyda. Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Piękny rozdział... Myślę, że każdy z nas boi się śmierci, a czekanie na przeszczep serca jest sprawę pogarsza, więc nie dziwię się Klarze, że nie chciała zasnąć. Ja też nie powinnam spać, tylko się uczyć do kolokwiów i sesji, ale co tam - poczytam opowiadania. xD
    Wendell... Zabawny z niego człowiek, ale zarazem bardzo interesujący. Ciekawi mnie, jaką rolę odegra w tej historii.
    Jeśli chodzi o styl pisania, spodobał mi się sposób, w jaki budujesz zdania. I bardzo ładnie dobierasz słowa. :)
    Pozdrawiam

    http://malowane-uczuciami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym miała ogon, to czytając twój kometarz zapewne bym nim zamerdała. To naprawdę takie miłe. Cieszę się, że podoba się sposób budowanie zdań, bo mam wrażenie, że to moja największa zmora. Zamiast zakrwawionych ludzi śni mi się składnia. Zdecydowanie gorsze.
      Dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń

Kontakt:
murlawa.procent@gmail.com

Jeśli chcesz zaobserwować bloga, zjedź na sam dół